Zaloguj się do portalu romanscy.malopolska.pl | Nie masz konta? Zarejestruj się.

Historia Zofii

Zofia urodziła się  21 kwietnia 1895 roku  jako drugie dziecko (pierwszy syn zmarł) Jana Romańskiego i Barbary z Wójcików. Chrzest odbył się 28 kwietnia, zaś rodzicami chrzestnymi zostali Anna Sus i Michał Zaleśny. Umiejętność czytania i pisania oraz podstawową wiedzę o świecie zdobyła w szkole powszechnej, do której posłali ją rodzice. Kiedy Zofia miała 17 lat zmarła matka i to właśnie Zofia, jako najstarsza, sprawowała przez rok opiekę nad młodszym rodzeństwem. W 1913 roku ojciec powtórnie ożenił się z Zofią z Gryzłów, która była bardzo oddana przybranym dzieciom i troszczyła się o wszystkie. Zofia została wychowana na pracowitą i gospodarną kobietę. W wieku dwudziestu trzech lat, 29 maja 1918 roku, wyszła za mąż za Piotra Bigosza (Bigosa), pochodzącego z Niecwi. Piotr był pracownikiem kolei państwowej i zajmował się nawęglaniem parowozów. Młodzi małżonkowie zamieszkali nieopodal rodzinnego domostwa w domu odkupionym od Surników. Wkrótce urodziła się pierwsza córka Helena (1919-1987), a potem kolejno Irena (1921), Stanisław (1924-1995), Kamila (1926-1996), Barbara (1931-2003) oraz Wiktoria, która zmarła jako maleńkie dziecko. Wszystkie dzieci zostały wychowane przez Zofię i Piotra na pobożnych, uczciwych i pracowitych ludzi.


Zofia i Piotr

Irena Matusik, obecnie jedyne żyjące dziecko Zofii, wspomina po latach, że mama zawsze była dla nich dobra, choć czasem surowa i wymagająca, ale kochała wszystkie dzieci jednakowo.

Wnuk Adam  wspomina, że babcia Zosia była bardzo dobra dla wnuków. Często chodzili całą gromadą do dziadków pomagać im w pracach polowych. W trudnych czasach powojennych otrzymywali za tę pracę kawałek słodkiego placka, czasem obiad, w którym znajdował się kawałek mięsa z kury lub królika z hodowli dziadka.

Wnuczka Maria wspomina z nostalgią wspaniały smak i zapach chleba pieczonego na łopacie i na liściu z kapusty. Do tego masło własnoręcznie zrobione w maselnicy przez babcię Zofię i chłodne kwaśne mleko. Wszystkie te wspaniałości przechowywane były na kamiennych schodach w piwnicy wykopanej obok domu w ziemi. Po skończonej pracy wnuki mogły w każdej chwili wejść do piwnicy i najeść się do syta tych smakołyków.
 

Zofia z wnukami
Potomkowie wspominają, że wymiana zdań między Zofią i jej mężem Piotrem zawsze rozpoczynała się od słów "matka", "ojciec". Gdy byli jeszcze w sile wieku, prym wiodła babcia Zofia i to dziadek musiał jej słuchać. Ostatnie zdanie zawsze należało do niej. Wnuk Władysław, po latach, nazwał babcię "żelazną damą" ze względu na jej dominujący charakter. W rodzinie mówiono żartobliwie, że gdyby babcię Zosię troszkę ucharakteryzować i przykleić wąsy, byłaby żywym odzwierciedleniem pradziadka Jana Romańskiego.

 

Zofia
W czasie okupacji w domu dziadków stacjonowali żołnierze radzieccy. Pewnego dnia zażyczyli sobie na śniadanie gotowanych jajek. Ponieważ miały być "na twardoâ", babcia Zofia chciała dokładnie odmierzyć czas gotowania. Niczego nieświadoma, poprosiła dziadka Piotra, aby podał jej zegarek. Dziadek odruchowo sięgnął ręką do kieszeni, gdzie skrupulatnie ukrywał cenny złoty zegarek z dewizką. Zauważył to żołnierz radziecki i natychmiast wyrwał dziadkowi z ręki ten zegarek. Dziadek stracił cenną rodzinną pamiątkę, a babcia została "nagrodzona" za swoją dokładność i gościnność.

Gdy w rodzinie działo się coś ważnego, posiedzenia i dyskusje odbywały się w domu Zofii. Przy dużym kwadratowym stole siadały siostry Zosia, Andzia i Wisia i rozpoczynały obrady. Zawsze w takiej chwili Piotr, mąż Zofii, przynosił paniom kobiałkę pełną jabłek i dopóty dyskutowały, dopóki koszyk nie został opróżniony do ostatniego jabłka. Widok dna koszyka był znakiem do zakończenia obrad. Przy tym stole gromadziła się także cała rodzina Zofii w święta i uroczystości. W Boże Narodzenie dziadek Piotr - wspomina wnuczka Maria - zgodnie z tradycją umieszczał pod stołem siano i słomę, ale w takich ilościach, że nie można było nóg pod nim pomieścić. Zapewniało to rodzinie dostatek. Nigdy nie brakowało jedzenia, a nawet można było jeszcze obdzielić potrzebujących. Wnuczka Maria pamięta, jak każdej niedzieli babcia Zosia wysyłała ją z rosołem i porcją mięsa do samotnej pani Chramęgowej, zwanej potocznie "Karabojdziną". Jej dom znajdował się w miejscu, gdzie obecnie stoi remiza OSP w Stróżach. Zaś na każde święta kobieta dostawała dodatkowo ciasto i flaszeczkę winka.

 

Chrzciny pierwszej wnuczki Jasi, 25 grudnia 1938, godz. 21:30

Babcia Zofia hodowała gęsi â?? wspomina wnuk Adam. Zawsze w długie zimowe wieczory w domu babci zbierały się ciocie Andzia i Wisia, córeczka Helka, Gienia, pani Wiatrowa, Frączkowa i skubały pierze. Przy podskubinach było zawsze dużo śmiechu. Każdy mówił, co mu na myśl  przyszło. W tym czasie dziadek Piotr siedział przy piecu, palił papierosy i co chwilę napominał "baby", aby spuściły z tonu, bo się chałupa rozleci. Dziadek miał święte nerwy w takich chwilach.

Przy żniwach babcia wynosiła w pole posiłek na przetaku. Juzyna, bo tak się ten posiłek zwał, składał się z kromek chleba posmarowanych masłem, plastrów białego sera, gotowanych jajek oraz białej kawy (z kożuchami). Kosiarze i składający kopy dostawali dodatkowo po 2-3 jajka, aby zamocnieli. Natomiast reszta fornali nie dostawała do posiłku jajek. "Jakież było moje szczęście - wspomina wnuk Adam - gdy dziadek Piotr nauczył mnie stawiać kopy i wtedy dostawałem dodatkową porcję jajek. Przy omłotach babcia Zosia mówiła nam, żeby dobrze deptać słomę koło "fasyjotu". My jej posłuchaliśmy i deptaliśmy z całych sił tak, że wszystkie deski odpadły. Dziadek to wszystko musiał potem naprawiać, a babci powiedział, że ma taki sam rozum, jak dzieci".

Zofia i Piotr lubili, gdy córki z mężami oraz dziećmi przychodzili do nich w święta. W letnie dni takie spotkanie - uczta odbywało się w sadzie pod kwaśną jabłonią. Starsi raczyli się oczywiście alkoholem, około ćwiartki na łeb, zaś wnuki bawiły się w ogrodzie i podkradały ze stołu smakołyki.

 

W ogrodzie z najbliższymi
Gdy babcię zaczęły boleć nogi, nie mogła już dużo chodzić. Siadała wtedy na ślubanku i patrzyła przez okno. Obserwowała przechodzących obok torów ludzi, bo tamtędy się wtedy chodziło. Miała sokoli wzrok, więc większość ludzi rozpoznawała.  Jeśli kogoś nie mogła rozpoznać, to wołała "ojca", czyli męża Piotra, by wyszedł na pole i zobaczył, kto to idzie. On wówczas mówił babci, żeby mu dała spokój, bo nie musi wszystkiego widzieć.

 

Zofia z mężem, Piotrem

Babcia Zofia i dziadek Piotr byli spokojnymi i dobrymi ludźmi. Byli gościnni i zawsze służyli innym pomocą. Tak zapamiętali ich wnukowie.

Zofia zmarła w 1975 roku i została pochowana na cmentarzu w Stróżach.




Na podstawie wspomnień
córki Ireny Matusik, wnuków Marii Myśliwiec, Adama Romańskiego i Władysława Romańskiego

opracowała prawnuczka Magdalena Martuszewska
Szata graficzna prawnuczka Sabina Romańska